Porównanie miast
Wróciło mapfrappe, jest pod innym adresem, ale działa. I się pobawiłem.
To jest obrys ścisłego centrum Lublina bez miasteczka akdamickiego. Naniesiony jest on na różne stolice czy ważne miasta u sąsiadów.
Wychodzi, że białoruskie miasta to mikrusy bez tkanki miejskiej. Mińsk składa się głównie z szerokich ulic i wielkich placów, ale jest ich raptem dwa na takiej wielkiej przestrzenie. Bukareszt mimo, że wielki (ludzie, stolica), to dość mały. Też tego ścisłęgo centrum nie ma wiele. Bratysława wiadomo, że nie jest duża. Jedynie Budapeszt jest faktycznie wielki. Wilno jest sporo za to.









Z Bukaresztem to dziwna sprawa, bo miasto duże, ale samo centrum pooza tymi obsurdalnymi arteriami i blokami Caucesu nie jest duże. Sama starówka warszawska do pomnika Mickiewicza praw.ie taka sama


Ulice dla kogo?
Czy pieszy ma pokonywać krawężniki czy samochód? W Polsce wiadomo, że auto to świętość i nie można aut nękać wjeżdżaniem na górki czy progi zwalniające. Z drugiej strony tolerujemy wjeżdżanie na chodniki, żeby tam zaparkować i wtedy każdy krawężnik nie stanowi problemu.
W Holandii bardzo często stosuje się wyniesione chodniki, żeby piesi nie musieli pokonywać krawężników. U nas stosuje sie oczywiscie obniżenie na wózki, ale po co skoro można podnieść cały chodnik. Kto powiedział, że miasta są dla samochodów? Skąd ten paradygmat, że ulice są tylko dla aut? Przecież to bzdura. Dlatego ulice mogą wyglądać jak na tych zdjęciach – wszędzie w skrajni ulic są pasy dla rowerów. Co stoi na przeszkodzie, żeby nasze ulice tak wyglądały?










My ludzie nie jesteśmy gotowi na ratowanie klimatu

My ludzie nie jesteśmy gotowi na ratowanie klimatu. Ani Polacy, ani Holendrzy. Chcemy mięsa i silników spalinowych. Nie oddamy tego. Choćbyśmy mieli się ugotować i uschnąć od suszy.
Holandia to 1/7 powierzchni Polski. Ten malutki kraj jest – uwaga – drugim na świecie eksporterem żywności. Z tego skrawka ziemi Holendrzy wyciskają nieprawdopodobny zysk. Prawie 80 miliardów dolarów z eksportu żywności w 2021 roku. Tylko USA były przed nimi, a porównując powierzchnie to przecież gigant i karzeł.
Holandia produkuje porównywalne do Polski ilości mleka, ale tu jest to produkcja z 1,8 mln ha, podczas gdy u nas z 14 mln hektarów.
W Polsce na 100 ha przypadają 43 sztuki bydła, podczas gdy w Holandii aż 200 sztuk. To ma ogromny wpływ na środowisko naturalne, które jest na skraju wytrzymałości. Holandia niszczy środowisko nie tylko swoje, ale przecież całej planety, ale zyski z bycia drugim światowym eksporterem żywności zgarnia dla siebie. Rząd zgodnie z zaleceniami Brukseli ogłosił radykalne ograniczenie emisji azotu i jego związków. 1/3 gospodarstw rolnych w kraju do likwidacji, a przy obszarach chronionych Natura 2000 aż 95% gospodarstw ma być zlikwidowanych.
Holandię ogarnia fala protestów. Odwrócone flagi, symbole sprzeciwu są wszędzie. Podobnie jak nasze kuce z Konfederacji nie chcą oddać silników spalinowych i mięsa, tak Holendrzy nie chcą oddać ziemi na lasy i tereny przyrodnicze. Nikt nie jest gotowy na ratowanie klimatu. Ani tu, ani u nas.
Holandia ma piękne zadbane miasta i miasteczka, ale wieś śmierdzi gównem i amoniakiem. Kto mieszkał w pobliżu przemysłowych świńskich farm (a te są wszędzie) ten wie, że okien nie da się otworzyć, no chyba, że chce się oddychać amoniakiem (to też azot).
Holandię nęka susza. Kolejna z rzędu od paru lat. W tym roku jest wyraźnie cięższa i bardziej widać jej skutki. Nawet duże drzewa już gubią liście. Farmerzy nawadniają pola używając wielkich pomp na ropę. Co z tego, że Holandia ma liczne kanały z wodą, jak wodę trzeba rozpryskać na pola pompami. To gigantyczne ilości energii i ropy. Deszcz jest tańszy, lepszy, ale deszczów tu nie ma.
Susza to także ogromne problemy w budownictwie. Transport żwiru i piasku rzekami stał się droższy lub niemożliwy.
Walka o klimat pod dyktando Brukseli spowodowała radykalizację nastrojów. Wszędzie widać hasła NEXIT. Holendrzy nie chcą już być w Unii. Chcą truć ziemię w krajach unijnych – ich emisje azotu (i związków) nie zostaja tylko w Holandii, ale nie chcą już być we wspólnocie, która każe im coś z emisjami NO2 zrobić.
Holandia dzięki swemu bogactwu to bardzo miły kraj do życia, ale są tu też poważne problemy wynikające z tej nieprawdopodobnej intensyfikacji rolnictwa. Władze liczą sie z tym, że zatrucie ziemi w przyszłości znacząco podniesie koszty uzdatniania wody. Dziś ze względu na niski poziom rzek zasolenie z Morza Północnego przenika zbyt daleko w głąb kraju. Jest to szkodliwe między innymi dla przyrody i uprawy roślin.
O podniesieniu poziomu morza i co to znaczy dla nich nie muszę wspominać. Boimy się, ale nie mówcie, że coś trzeba zrobić? Już, w ciągu 5 lat? To się nie da chyba. Za mało czasu.
Susze mają Chiny, USA, Francja, Włochy, Polska… Za to dużo deszczu ma ostatnio Pakistan. Za dużo. Oglądałem filmiki. Imponująca skala zniszczeń, żywioł nie do opisania. Ponad 1000 ofiar śmiertelnych, 33 miliony dotkniętych skutkami powodzi. Pakistan może się cieszyć. Woda to towar deficytowy. Tylko ta radość może trwać krótko. Ulewne, niszczycielskie deszcze mogą się pojawić gdzie indziej. Np. W Niemczech i Belgii. Sama tylko powódź w landach Rheinland-Pfalz i Rheinland Westfalen w roku 2021 kosztowała ponad 40 miliardów euro. Jedna powódź, parę dni. Połowa zysków Holandii z importu żywności spłynęła z powodzią. Holandię też dotknęła ta powódź, ale w znacznie mniejszym stopniu. Tym razem mieli szczęście. Może dlatego nie są gotowi ratować klimat.
Rozmawiałem ostatnio ze znajomym Holendrem. Theo mówi mi, że rząd daje im za mało czasu na wdrożenie zmian i że nie dadzą rady nic zrobić, nie uda się tak szybko. Później zapytał co my zrobimy z zatrutą Odrą. Powiedziałem, że nic nie zrobimy, mamy za mało czasu, nie da się nic zrobić na szybko. Kopalnie trują od dziesiątek lat, susze, upały zdarzają się coraz częściej, srednio rozgarniety człowiek mógł przewidzieć, że kiedyś nastąpi jakaś katastrofa ekologiczna. Jak nie zrobiliśmy nic przez poprzednie lata, to jak niby mamy coś zrobić w rok. To samo tutaj. Holandia ma przekroczone emisje azotu od lat, od lat się o tym mówi i nic nie robi. Ale może i tu nastąpi sprzężenie niekorzystnych czynników i bęc, jeb – misterny i wrażliwy ekosystem się rozkraczy i np. zabraknie wody w Utrechcie.
Swoją drogą mieliśmy chyba szczęście, że to nie Wisła jest zatruta. Wodę dla stolicy bierzemy z Wisły. Czy gdyby to się zdarzyło na Wiśle zaopatrzenie w wodę byłoby sprawne? Beczkowozy między tymi nowymi wieżowcami… czad.
Co zostanie z polskich lasów? Już zamierają świerki, jodły, jesiony, dęby, lipy
Jest jeden bardzo prosty czynnik, który się nazywa bóbr. Po prostu powinniśmy zostawić w spokoju bobry w lasach. Lepiej jest, gdy przyroda sama załatwia rozmaite sprawy, niż jeśli my zaczynamy jej pomagać. Bo jeśli zaczynamy przyrodzie pomagać robić sztuczną retencję, to najlepiej wychodzą nam bardzo „ładne” betonowe zbiorniki. Zostawmy w spokoju las, jego rowy i cieki, które natychmiast zaczną tamować się jakimiś gałęziami, zwalonymi pniami, liśćmi i tak dalej. Wystarczy tego nie oczyszczać, nie meliorować torfowisk tak, jak potrafią robić to jeszcze cały czas niektóre nadleśnictwa w celu uproduktywnienia gruntów. To jest samobójstwo. Także z punktu widzenia leśników, którzy powoli orientują się, że są już lasy, które wkrótce mogą stracić swoje zdolności produkcyjne.